Tunel pod Wisłą ma 50 lat!

clip_image002

Tak wygląda dziś ręcznie kopany 50 lat temu tunel pod Wisłą, a poniżej fascynująca historia opisana przez inż. Witolda Pytowskiego,  budowniczego tego właśnie tunelu. Zwracam uwagę na smakowite zakończenie historii, czy dziś mamy jeszcze taki gest?

"Do wyłączności Metroprojektu należało projektowanie kanałów Sieci Cieplnej, niby dlatego, ze są one pod ziemią. Był to rok 1956 i przyszedł Polski Październik. Pojawił się Gomułka, wyjechał Rokossowski i skrzydła rosły u ramion (no, może nie wszystkim). Dyrekcja Sieci Cieplnej miała opracowany "Dziesięcioletni Plan Rozwoju Ciepłownictwa". Plany jak wiadomo, nie zawsze "wychodzą". Elektrociepłownia Żerań już istniała. Miała ona dostarczać 720 Gcal (gigakalorii) ciepła, z których połowa była przeznaczona dla Warszawy lewobrzeżnej. Być może, że liczono na Trasę Toruńską, która też nie wyszła na czas. Sieć cieplna miała dwie możliwości. Jedna to iść z Żerania na południe wzdłuż Wisły aż do mostu kolejowego, (który na przyjęcie dwu izolowanych rurociągów o średnicy 900 mm nie bardzo był przygotowany) i nim do Warszawy, gdzie znów trzeba było ciągnąć sieć na Żoliborz, Bielany i aż do Młocin. Druga możliwość sprowadzała się do budowy lekkiego mostu tylko dla rur cieplnych, prowadzącego z Żerania do Warszawy. To wydawało się najprostsze, ale most nie mógł być zbyt lekki ze względu na ruch lodów. Jeśli z kolei zbudowano by filary wytrzymujące napór lodów, to zaraz zjawili by się saperzy, a także Zarząd Dróg Wodnych i Urbanistyka, argumentując, że lepiej ten most trochę poszerzyć, aby służył równocześnie do ruchu drogowego. Wyjście z takim rozwiązaniem było równoznaczne z otwarciem puszki Pandory. Do nas Sieć Cieplna przyszła po projekt wstępny w wariantach.
Projekt przeprowadzenia sieci cieplnej przez Wisłę wylądował w moim zespole KON 1 i oprócz wspomnianych wyżej dwóch wariantów zaproponowaliśmy na dodatek wariant trzeci – aby z terenu elektrociepłowni iść tunelem prościutko na Żoliborz. Dowodziliśmy oczywiście, że tak będzie najtaniej, najprędzej i praktycznie biorąc obejdzie się bez większych uzgodnień. Tak długo dowodziliśmy, aż sam uwierzyłem, że to najlepszy pomysł.
W maju 1957 roku Prezydium Stołecznej Rady Narodowej, któremu przewodniczył nasz mecenas Zelent, zatwierdziło projekt koncepcyjny, a w 1958 roku projekt techniczny. Budowę powierzono, jak się chyba łatwo domyśleć, Metrobudowie, której dyrektorem był Jurek Twardo. W marcu 1959 roku rozpoczęto roboty na placach budów i jednocześnie głębienie szybów na obu brzegach. O ile dobrze pamiętam, na jednym szybie był Bronisław Zdanowicz, a na drugim J. Siemień. Szyby głębiono w postaci studni opuszczanych, a po napotkaniu wody gruntowej, co ze względu na sąsiedztwo Wisły nastąpiło bardzo szybko, pod osłona w osadzonych w tych studniach kesonów. Pod ich osłoną wyszło się też na dwupoziomowe podszybia, w których zamontowano po dwie śluzy kesonowe, dolną materiałową do wydobywania urobku i górną dla załogi. Po doprowadzeniu sprężonego powietrza do śluz w podszybiach, śluzy te zamknięto, wymontowano kesony z wnętrza studni, zmontowano w szybach windy wyciągowe, a na powierzchni terenu wieże wyciągowe i estakady, dokładnie tak jak robiono poprzednio na płacach budowy metro. Teraz zaczęto drążenie tunelu z obu stron Wisły jednocześnie. Kierownikiem budowy tunelu od strony Żerania był Edward Czyżewski, a od strony Marymontu Donat Hopfer.
Przekrój tunelu zaprojektowano na dwa rurociągi o średnicy 900 mm w grubej izolacji i chodnik dla pieszych. W kształcie i wymiarach zbliżony jest on bardzo do wypróbowanych na robotach metrowskich sztolni z ram stalowych opartych na prefabrykowanych, żelbetowych spągnicach. Na ramach wspierały się żelbetowe klepki prefabrykowane, zaprojektowane niegdyś przez Koehlego. W przodku stali robotnicy drążący tunel, wywożono stamtąd urobek i ustawiano ramy. W tyle możliwie blisko przodka, ustawiano rozbieralne krążyny form i betonowano ostateczną obudowę.
Jako ciekawostkę warto tu przypomnieć, że we wrześniu 1959 roku ukazał się numer Inżynierii i Budownictwa z opisem tunelu ciepłowniczego i z pokazanym przekrojem podłużnym. W tekście jest powiedziane, że rysunek ten pokazuje tunel z zaznaczeniem stropu iłów, w którym miał on być drążony. W ostatniej jednak chwili wezwano mnie do redakcji i oświadczono, że wierzch iłów to sprawa objęta cenzurą i kazano mi go z rysunku wymazać. Rysunek oczywiście stracił sens.
Tunel drążono całkowicie ręcznie, bez tarczy. Kiedy później opowiadałem o tym w Stanach, patrzono na mnie z niedowierzaniem i pytano dlaczego. Jeszcze dziwniej przyjmowano moje wyjaśnienia, że tarczę trzeba było zaprojektować i wybudować, co zabrało by parę lat. "No teraz to już zmyślasz", usłyszałem, "bo tarczy się nie projektuje tylko się po nią dzwoni i przywożą gotową. Musisz tylko dobrać wymiar." Przypomniał mi się Wania co sypiał obok mnie na pryczy w obozie. Często powtarzał "a syt gołodnemu nie paren".
Długość tunelu od szybu do szybu przekraczała 900 metrów. Wszystko szło dobrze aż mniej więcej 400 m od szybu warszawskiego i jakieś 300 od żerańskiego natrafiono na piaski i pyły. Powietrze zaczęło uciekać przodkiem przez piaski denne Wisły. Ciśnienie powietrza spadło piasek wciskał się dołem, a ramy na spągnicach zaczęły siadać. Tempo drążenia tunelu gwałtownie spadło i ludzie pracowali stojąc w wodzie.
Pewnego dnia zagotowała się woda w Wiśle i ciśnienie powietrza w tunelu jeszcze bardziej spadło. Właściwie był to klasyczny "blow-out" czyli przebicie się powietrza przez dno rzeki, grożące zatopieniem tunelu. W literaturze tunelarskiej jest często opisywane autentyczne wydarzenie, o którym opowiada się też na wykładach studentom. Przy budowie tunelu Holland pod Hudsonem w Nowym Jorku, budowanego tarczą w tubingach żeliwnych, nastąpił pewnego dnia blow-out i przedzierające się w przodku sprężone powietrze porwało pracującego tam Murzyna, wessało go w piaski dna rzeki i wyrzuciło na powierzchnię wody. Historia to tym piękniejsza, że ten Murzyn wyżył, chociaż miał krwotok z płuc i pękły mu bębenki w uszach.
Wszyscy zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Nic pamiętam, aby ktoś z tunelarzy rzucił tę straszna pracę. Przed zmianami, nim załoga schodziła do szybu, widać było ludzi klęczących i modlących się. Nieraz sobie wtedy myślałem, że znów z motyką na słońce…
Postanowiono wówczas zrzucać na dno Wisły nad miejscem przebicia dowożona barkami glinę. W literaturze nosi to nazwę "an artificial island with a clay blanket" czyli, "sztuczna wysepka z płaszczem gliny". Kłopot był z tym tylko taki, że tutaj do gliny było daleko.
Udało się nieco podnieść ciśnienie, a jedna kreska na manometrze to metr wody. Zaczęto betonować tylko górne sklepienie, bo tylko ono sterczało ponad poziom wody, w której trzeba było stać. To jednak pozwoliło zwiększyć ciśnienie powietrza w tunelu o dalszych parę kresek i przeciągnąć beton w ścianach niżej. Mimo to drążenia tunelu w przodku nie przerwano, chociaż ograniczyło się ono tylko do górnej części przekroju. Wreszcie przy postępie robót liczonym na centymetry przodek schował się w iłach. Wtedy już prace wróciły do normy, a na odcinku awarii w piaskach w końcu udało się zejść ścianami niżej i zabetonować spąg czyli dno.
W lipcu 1960 roku nastąpiło przebicie. Zjawiła się Kronika Filmowa, która pokazała jak w przodku od strony Żerania otwarła się dziura w iłach, a w niej ukazała się roześmiana gęba tunelarza. Po chwili dziurą przelazł przewodniczący Stołecznej Rady Narodowej Janusz Zarzycki.
Metro nie miało szczęścia. Wielu ludzi twierdziło, że to wszystko propaganda, że zdjęcia z przebicia tunelu zostały sfingowane i że znów powtarza się historia "pół metra". Metroprojekt za projekt pierwszego przejścia tunelowego pod Wisłą dostał Nagrodę Warszawy drugiego czy trzeciego stopnia, w kolejności za pewnym architektem, który dostał nagrodę za projekt typowy kuchni. Metrobudowa nie dostała nic.
Nagrody były przyznawane imiennie, "za osiągnięcia w…". Za tunel ciepłowniczy dostał nagrodę Jan Nowicki, który prowadził część instalacyjną, i ja za część konstrukcyjno-tunelarską. Dostaliśmy te pieniądze i zwołaliśmy tych wszystkich z różnych specjalności, którzy się do tunelu przyłożyli, zaprosiliśmy bractwo z Metrobudowy, no i Zelenta i puściliśmy je w jeden wieczór w hotelu na Placu Powstańców Warszawy"…

http://www.werttrew.fora.pl/zaslyszane-opowiesci-i-legendy,9/tunel-e-pod-wisla,1565.html